Wszystkim obecnym, przyszłym i byłym Pannom Młodym ze specjalną dedykacją. Aby nigdy nie musiały stanąć przed takim dylematem, ale również żeby zawsze słuchały swojego serca.
Dla wszystkich byłych, obecnych i przyszłych zakochanych, aby nigdy nie pozwolili umknąć swojej miłości.
*********
Zawsze wiedziałam, że cokolwiek się wydarzy, ty zawsze
będziesz przy mnie. Nigdy nawet nie pozwoliłeś mi zwątpić, że mogłoby być
inaczej. Uczyłeś mnie pierwszych upadków przy jeździe na rowerze. Biłeś
chłopaków z mojej klasy, gdy ciągnęli mnie za warkocze i przezywali. Pomagałeś
rozwiązywać zadania z matematyki w liceum. Poszedłeś ze mną na studniówkę, gdy
ten palant, w którym się wtedy kochałam, mnie wystawił. Pojechałeś ze mną na
egzamin na studia i czekałeś całe trzy godziny pod uczelnią, a potem ocierałeś
moje łzy, gdy płakałam jak go oblałam. Pomogłeś mi znaleźć pierwszą pracę, gdy
zdecydowałam się studiować zaocznie. A gdy przyszła fala emigracji, spokojnie
wsadziłeś mnie w samolot, wmawiając, że na pewno sobie poradzę.
Jednak dopiero teraz dostrzegam, jak wiele musiałam dla
ciebie znaczyć i, że robiłeś to z czystej miłości. Dotykam twojej bladej twarzy
i całuję usta na pożegnanie. Przepraszam, że nie byłam tym, kogo pragnąłeś.
Przepraszam, że byłam taka ślepa. Obiecuję, że w następnym życiu będę tylko
twoja.
Ocierasz moje łzy i tylko szepczesz, że to co ci dałam, to i
tak nad to, czego pragnąłeś. Wystarczyło ci tylko bycie przy mnie w radości i
smutku, w chwilach sukcesu i trudu, w momentach zwątpienia i dojrzałych
decyzji. Chciałeś być częścią mojego życia, ale byłeś kimś więcej. Byłeś moim
życiem.
Dziękuję ci za każdą łzę, którą mogłam wylać na twoją
koszulę. Za każdy uścisk twoich ramion. Za każdy dotyk twojej dłoni. Za każdy
pocałunek, którego nie zdążyliśmy sobie ofiarować do końca.
Oto nadszedł kres naszej wspólnej wędrówki. Już do ciebie
nie należałam. Oddałeś mnie w ręce innego.
Poprawiłam fałdy białej sukni i opuściłam welon na twarz.
Uśmiechasz się do mnie pokrzepiająco. Za parę minut stanę przed ołtarzem i
złożę przysięgę dozgonnej miłość, a ty będziesz tego świadkiem. Zaciskam rękę
na twoim ramieniu, ale nie potrafię zrobić kroku.
Do tej pory żyłam niedoścignionymi marzeniami. Goniłam za
nimi, pomimo tego, że nigdy nie udało mi się ich zrealizować. Nie zauważyłam,
że prawdziwe szczęście było tak blisko mnie. I oto w momencie, gdy decyduję się
zakończyć tą wieczną pogoń, gdy decyduję się ustatkować i żyć miłością
spełnioną, stajesz przede mną ty. Akurat dzisiaj musiałeś mi to wszystko
wyznać. Jak teraz mam oddać swoje życie w ręce innego?
Czuję, że czekasz na moją reakcje. Przed sobą widzę ukochaną
twarz Andrzeja, z którym zdecydowałam się zestarzeć. Opieram się natomiast na
ramieniu mężczyzny, który zna mnie jak nikt inny, który był zawsze tam, gdzie
go potrzebowałam, którego zesłało Niebo by się mną opiekował. Jak mogę się
wahać w tak ważnym momencie? Czy też stanie u bram kościoła nie świadczy
dostatecznie o podjętej już decyzji? Patrzę na ciebie z niepewnością i
nadzieją, że uzyskam odpowiedź w twoich oczach, ale widzę tylko troskę.
Pragniesz mojego szczęścia, jak zawsze i wydaje ci się, że nie jesteś w stanie
mi go ofiarować. Nie rozumiem, jak możesz lepiej ode mnie wiedzieć, co jest dla
mnie dobre, a co nie.
Znów przyglądam się Andrzejowi. Bije z niego niepewność i
obawa na widok mojego wahania. Widzę, że chciałby coś zrobić, ale nie bardzo
wie co. No właśnie. Tak bardzo brakuje mi w nim tego, co w tobie mam pod
dostatkiem. Kiedy się wahałam, to ty podejmowałeś decyzje za mnie. Nigdy się
nie sprzeciwiałeś moim najgłupszym pomysłom. I zawsze wiedziałeś, co robić w
najtrudniejszych sytuacjach. Nawet teraz twoja postawa była stanowcza i byłeś
zdecydowany zaprowadzić mnie do tego ołtarza. Pomimo rozdarcia serca, pomimo
utraty nadziej, pomimo utraty mojej bliskości.
Cały kościół wstrzymuje oddech, gdy puszczam twoje ramię.
Udaje mi się choć raz cię zaskoczyć. Ale nie tylko ty się zdziwiłeś. Moja
reakcja spowodowała zdecydowane działanie ze strony Andrzeja. - Aniu! –
krzyknął i puścił się biegiem główną nawą. Zatrzymał się przede mną. Chwycił w
ramiona i wyszeptał: - Nigdy, ale to nigdy nie pozwolę ci odejść!
Jego usta miały tak znajomy smak słodkiego wina.
Przypominały to gorące lato nad Bałtykiem, wojny śnieżne w sylwestra, spacery w
deszczu jesienią i długie wyjazdy delegacyjne wiosną, gdy udręka rozstania nie
pozwalała zasnąć w nocy. Przywarłam do jego ciała, które wzbudzało we mnie tyle
uczuć. Przecież nie pragnęłam stateczności i bezpieczeństwa. Przecież tak
naprawdę kochałam te wszystkie stany emocjonalne, które dawał mi Andrzej.
Smutek rozstania, śmiech w czasie zabawy, spory o drobnostki i cudowny,
namiętny seks. Kochałam go całym ciałem i duszą i to z nim chciałam spędzić
resztę życia. Maciek miał jedną jego część, ale na drugą zasłużył Andrzej.
Wzięłam swojego narzeczonego pod rękę. - Poprowadź mnie do ołtarza –
poprosiłam. Nie obejrzałam się nawet do tyłu. Nie potrzebowałam tego.
Zaczynałam nowy etap swojego życia, w który musiałam wejść sama.
Maciek to zrozumiał. Nie było go na weselu. Nie było go w
domu jego rodziców ani w jego mieszkaniu, gdy go na drugi dzień szukałam. Nie
było go też, dwa tygodnie później, gdy wróciliśmy z podróży poślubnej. Jego
mama powiedziała, że wyjechał. Podobno do jakiejś kobiety, ale nie mogła podać
mi szczegółów, bo ją o to poprosił.
Żałuję tylko, że nie zdążyliśmy się pożegnać. A może dobrze,
że nie mieliśmy okazji. Obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie, gdy będę tego
potrzebować. Teraz nie było takiej konieczności. Czułam, że pewnego dnia nasze
drogi znów się skrzyżują.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz