wtorek, 3 lipca 2012

W pamięci


Wszystkim obecnym, przyszłym i byłym Pannom Młodym ze specjalną dedykacją. Aby nigdy nie musiały stanąć przed takim dylematem, ale również żeby zawsze słuchały swojego serca.
Dla wszystkich byłych, obecnych i przyszłych zakochanych, aby nigdy nie pozwolili umknąć swojej miłości.

*********

Zawsze wiedziałam, że cokolwiek się wydarzy, ty zawsze będziesz przy mnie. Nigdy nawet nie pozwoliłeś mi zwątpić, że mogłoby być inaczej. Uczyłeś mnie pierwszych upadków przy jeździe na rowerze. Biłeś chłopaków z mojej klasy, gdy ciągnęli mnie za warkocze i przezywali. Pomagałeś rozwiązywać zadania z matematyki w liceum. Poszedłeś ze mną na studniówkę, gdy ten palant, w którym się wtedy kochałam, mnie wystawił. Pojechałeś ze mną na egzamin na studia i czekałeś całe trzy godziny pod uczelnią, a potem ocierałeś moje łzy, gdy płakałam jak go oblałam. Pomogłeś mi znaleźć pierwszą pracę, gdy zdecydowałam się studiować zaocznie. A gdy przyszła fala emigracji, spokojnie wsadziłeś mnie w samolot, wmawiając, że na pewno sobie poradzę.
Jednak dopiero teraz dostrzegam, jak wiele musiałam dla ciebie znaczyć i, że robiłeś to z czystej miłości. Dotykam twojej bladej twarzy i całuję usta na pożegnanie. Przepraszam, że nie byłam tym, kogo pragnąłeś. Przepraszam, że byłam taka ślepa. Obiecuję, że w następnym życiu będę tylko twoja.
Ocierasz moje łzy i tylko szepczesz, że to co ci dałam, to i tak nad to, czego pragnąłeś. Wystarczyło ci tylko bycie przy mnie w radości i smutku, w chwilach sukcesu i trudu, w momentach zwątpienia i dojrzałych decyzji. Chciałeś być częścią mojego życia, ale byłeś kimś więcej. Byłeś moim życiem.
Dziękuję ci za każdą łzę, którą mogłam wylać na twoją koszulę. Za każdy uścisk twoich ramion. Za każdy dotyk twojej dłoni. Za każdy pocałunek, którego nie zdążyliśmy sobie ofiarować do końca.
Oto nadszedł kres naszej wspólnej wędrówki. Już do ciebie nie należałam. Oddałeś mnie w ręce innego.
Poprawiłam fałdy białej sukni i opuściłam welon na twarz. Uśmiechasz się do mnie pokrzepiająco. Za parę minut stanę przed ołtarzem i złożę przysięgę dozgonnej miłość, a ty będziesz tego świadkiem. Zaciskam rękę na twoim ramieniu, ale nie potrafię zrobić kroku.
Do tej pory żyłam niedoścignionymi marzeniami. Goniłam za nimi, pomimo tego, że nigdy nie udało mi się ich zrealizować. Nie zauważyłam, że prawdziwe szczęście było tak blisko mnie. I oto w momencie, gdy decyduję się zakończyć tą wieczną pogoń, gdy decyduję się ustatkować i żyć miłością spełnioną, stajesz przede mną ty. Akurat dzisiaj musiałeś mi to wszystko wyznać. Jak teraz mam oddać swoje życie w ręce innego?
Czuję, że czekasz na moją reakcje. Przed sobą widzę ukochaną twarz Andrzeja, z którym zdecydowałam się zestarzeć. Opieram się natomiast na ramieniu mężczyzny, który zna mnie jak nikt inny, który był zawsze tam, gdzie go potrzebowałam, którego zesłało Niebo by się mną opiekował. Jak mogę się wahać w tak ważnym momencie? Czy też stanie u bram kościoła nie świadczy dostatecznie o podjętej już decyzji? Patrzę na ciebie z niepewnością i nadzieją, że uzyskam odpowiedź w twoich oczach, ale widzę tylko troskę. Pragniesz mojego szczęścia, jak zawsze i wydaje ci się, że nie jesteś w stanie mi go ofiarować. Nie rozumiem, jak możesz lepiej ode mnie wiedzieć, co jest dla mnie dobre, a co nie.
Znów przyglądam się Andrzejowi. Bije z niego niepewność i obawa na widok mojego wahania. Widzę, że chciałby coś zrobić, ale nie bardzo wie co. No właśnie. Tak bardzo brakuje mi w nim tego, co w tobie mam pod dostatkiem. Kiedy się wahałam, to ty podejmowałeś decyzje za mnie. Nigdy się nie sprzeciwiałeś moim najgłupszym pomysłom. I zawsze wiedziałeś, co robić w najtrudniejszych sytuacjach. Nawet teraz twoja postawa była stanowcza i byłeś zdecydowany zaprowadzić mnie do tego ołtarza. Pomimo rozdarcia serca, pomimo utraty nadziej, pomimo utraty mojej bliskości.
Cały kościół wstrzymuje oddech, gdy puszczam twoje ramię. Udaje mi się choć raz cię zaskoczyć. Ale nie tylko ty się zdziwiłeś. Moja reakcja spowodowała zdecydowane działanie ze strony Andrzeja. - Aniu! – krzyknął i puścił się biegiem główną nawą. Zatrzymał się przede mną. Chwycił w ramiona i wyszeptał: - Nigdy, ale to nigdy nie pozwolę ci odejść!
Jego usta miały tak znajomy smak słodkiego wina. Przypominały to gorące lato nad Bałtykiem, wojny śnieżne w sylwestra, spacery w deszczu jesienią i długie wyjazdy delegacyjne wiosną, gdy udręka rozstania nie pozwalała zasnąć w nocy. Przywarłam do jego ciała, które wzbudzało we mnie tyle uczuć. Przecież nie pragnęłam stateczności i bezpieczeństwa. Przecież tak naprawdę kochałam te wszystkie stany emocjonalne, które dawał mi Andrzej. Smutek rozstania, śmiech w czasie zabawy, spory o drobnostki i cudowny, namiętny seks. Kochałam go całym ciałem i duszą i to z nim chciałam spędzić resztę życia. Maciek miał jedną jego część, ale na drugą zasłużył Andrzej. Wzięłam swojego narzeczonego pod rękę. - Poprowadź mnie do ołtarza – poprosiłam. Nie obejrzałam się nawet do tyłu. Nie potrzebowałam tego. Zaczynałam nowy etap swojego życia, w który musiałam wejść sama.
Maciek to zrozumiał. Nie było go na weselu. Nie było go w domu jego rodziców ani w jego mieszkaniu, gdy go na drugi dzień szukałam. Nie było go też, dwa tygodnie później, gdy wróciliśmy z podróży poślubnej. Jego mama powiedziała, że wyjechał. Podobno do jakiejś kobiety, ale nie mogła podać mi szczegółów, bo ją o to poprosił.
Żałuję tylko, że nie zdążyliśmy się pożegnać. A może dobrze, że nie mieliśmy okazji. Obiecałeś, że zawsze będziesz przy mnie, gdy będę tego potrzebować. Teraz nie było takiej konieczności. Czułam, że pewnego dnia nasze drogi znów się skrzyżują.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz